piątek, 13 stycznia 2012

27. NAUCZYCIEL JĘZYKA POLSKIEGO JAKO OBCEGO


WIEK: 24 +
INSPIRACJA: Cristina i Susana

PRÓBY REALIZACJI: Jak już niejednokrotnie wspominałam, zdarzało mi się na 5 roku studiów nudzić (trudno w to uwierzyć, co?). Szukałam więc sobie różnych zajęć, które wypełniłyby pustkę zarezerwowaną na pisanie pracy magisterskiej. W ten sposób trafiłam do jednego z warszawskich stowarzyszeń, które poszukiwało lektorów języka polskiego dla wolontariuszy z innych krajów. Nie miałam doświadczenia w tego rodzaju aktywnościach pedagogicznych i wtedy po raz pierwszy usłyszałam słowo glottodydaktyka. Krótko mówiąc, byłam w tym temacie zielona. Nie podjęłabym się zadania gdyby nie Sylwia, która krótko i rzeczowo mnie zachęciła słowami: „Dasz radę!”. 
Dostałam z przydziału dwie Hiszpanki – Cristinę i Susanę, które pracowały z dzieciakami w podwarszawskim Józefowie. Nie zrażona tym, żę muszę dojeżdżać 1,5 godziny w jedną stronę, a potem iść 2 kilometry od przystanku pojechałam (lekko przerażona) na pierwszą lekcję.
Dziewczyny okazały się przesympatyczne, więc pierwszą 3-godzinną lekcję uznałyśmy za spotkanie organizacyjne (czyt. przegadałyśmy). Potem oczywiście przykładnie się wspólnie uczyłyśmy. I tak nam upłynęło 10 miesięcy. Dziewczyny nie osiągnęły zaawansowanego poziomu znajomości polskiego. A za największe swoje osiągnięcie uznały umiejętność wypowiadania słowa „brwi”, znały też na pamięć tekst piosenki "Jesteś szalona" - ale to nie moja zasługa niestety. Ich umięjętności można też zobaczyć  w podpisach na zdjęciu, które od nich dostałam na pamiątkę:


KONTYNUACJA: Mimo ogromnych nakładów pracy, jakie trzeba włożyć w przygotowanie lekcji dla obcokrajowca (jedyny podręcznik do nauki polskiego skierowany do obcokrajowców jaki w tamtym czasie zdobyłam był w całości napisany po polsku (!!!), więc praktycznie wszystkie ćwiczenia musiałam montować sama – witajcie nożyczki i kolorowe magazyny) zapisałam się na dodatkowe konwersatorium glottodydaktyczne. Byłam pewna, że właśnie to chcę robić po studiach. Podobało mi się to. Ale mi przeszło

UWAGI DODATKOWE: Nie zapomnę, jak na pewnej grudniowej lekcji dziewczyny zapytały mnie – co my, Polacy robimy w domu po godzinie 16 całą zimę? Uznały, że na pewno nie opuszczamy ciepłych pieleszy (no bo co byśmy robili w zimnie i ciemności?). One w każdym razie nie opuszczały.

UWAGI DODATKOWE 2: Pamiętam też, jak spadł pierwszy śnieg. Susana widziała go po raz pierwszy i była tak zachwycona, że aż mi się udzieliło. Na tę jedną chwilę oczywiście. Fajne to było.

5 komentarzy:

  1. uczyć polskiego z błędem w pierwszym zdaniu artykułu..:)

    OdpowiedzUsuń
  2. oj tam oj tam...każdemu się może zdażyć:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Całe szczęście zostawiłam na swojej pedagogicznej drodze tylko dwie ofiary!

    OdpowiedzUsuń
  4. Polska język, trudny język!

    OdpowiedzUsuń