środa, 23 listopada 2011

16. OBERŻYSTA a.k.a. BARMAN


WIEK: 26 +
INSPIRACJA: Oberża typu drink bar w Jastrzębiej górze
PRÓBY REALIZACJI: Pewnego razu, latem, postanowiliśmy z towarzyszem mojego życia wyjechać na nadmorski wywczas. Celem naszym było niewylegiwanie się na plaży a wchłanianie wszystko-leczącego radioaktywnego najprawdopodobniej jodu (cierpię bowiem na asthma bronchiale). Wybór nasz padł na niewielką miejscowość, czule wspominaną przeze mnie od czasów dzieciństwa – Jastrzębią Górę. Już pierwszy rzut okiem był dla mnie szokiem. Tłum nieprzebrany, że główną arterią przejść nie sposób, wszędzie głośno i nieprzyjazna woń kebabu się wszędzie panoszyła. Myślę sobie jednak – cały rok pracowaliśmy na te 2 tygodnie się po plaży przechadzania, poddać się nie możemy. Nie poddaliśmy się więc i zaczęliśmy dobrych stron szukać w tych niewesołych okolicznościach. Najpierw spotkaliśmy truskawki zapiekane pod pierzynką z kogla-mogla. Potem dwa namioty z książkami tanimi i lizankę waniliowę domowej roboty ciepłym musem malinowym polaną. I – ukoronowanie poszukiwań – wielki i rozświetlony neonami salon uciech o nazwie Drink Bar.

W barze tym mili moi było coś, czego żadne z nas dotąd nie widziało. Drinki prawdziwe! Nie jakaś tam ledwo zaprawiona alkoholem lura z parasolką. Nie! Za okrągłym barem w rzeczonym przybytku pracowało onczas co najmniej sześciu urodziwych oberżystów, którzy zręcznymi ruchy nalewali coraz to nowe likwory do wymyślnych szklanic. Gość ów lokalu, zamówienie składając, swoje najskrytsze pragnienie wyjawić musiał. Niektórzy zwyczajnie czegoś mocnego żądali, inni ku słodyczy się skłaniając drżącym głosem dodawali – i żeby było z truskawkami!I czarodzieje za barem stojący te życzenia spełniali. Nie był to koniec naszych zaskoczeń. Oprócz niewątpliwych walorów smakowych rzeczonych napitków, oczy cieszyło także ich zdobienie! Tu listek, tu passiflory owoc, tam arbuz i trawka jakaś – wszystko prawie do zjedzenia się nadawało, więc każdy nie tylko do picia coś dostawał, ale też i do zakąszenia. W obliczu tych, jakże wdzięcznych doświadczeń miłością wielką do zawodu barmana zapałałam. No bo czy mogłam się oprzeć cudom takim?







KONTUNUACJA: Do domu wróciwszy pierwsze swe kroki do sklepu z AGD skierowaliśmy by za pieniądze ostatnie blender nabyć, w życiu oberżysty ekwipunek niezbędny. Youtube’a przetrząsnąwszy uznaliśmy, że od prostego acz ożywczego drinka o malowniczej nazwie mojito zaczniemy. Doprowadziliśmy procedurę wyrobu drinka tego do perfekcji lecz na tym niestety skończyły się nasze zapały. Wakacje przeszły, jesień zimna nastała i wszystkie te kolorowe i przepyszne cuda z pamięci naszej wyparowały.

UWAGI DODATKOWE: Czasem o chwilowym letnim zapale zakurzony już i zapomniany blender nam przypomina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz