piątek, 20 kwietnia 2012

43. UKRYTY KLIENT


WIEK: 29 +

INSPIRACJA: Nieznośna zakupowość życia

PRÓBY REALIZACJI: Jako dziecko szczególnie nie lubiłam dwóch rzeczy: odbierać telefonu i chodzić do sklepu. Jednego i drugiego nadal nie lubię, ale pojawienie się  sklepów typu supersam, w których nie trzeba było o wszystko prosić, było szczęśliwym momentem w moim konsumenckim życiu. 

KONTYNUACJA: Minęły lata, minął czas supersamów, ale idea samoobsługi całe szczęście nie minęła. Ostatnio zmuszona byłam (ludzie nie mają litości i wciąż organizują wesela) do przeistoczenia się w ukrytego klienta (czyt. krążownika wieszaków, który szpera, przewiesza, przykłada, przeczesuje, zestawia i przymierza…). Przez 2 tygodnie odwiedziłam dziesiątki sklepów z odzieżą przeróżnych marek w 4 wielgachnych centrach handlowych. I co? Oprócz tego, że doprowadziło mnie to na skraj załamania nerwowego, wyczerpania fizycznego i kryzysu finansowego zauważyłam, jak bardzo różnią się polityki samoobsługowości w poszczególnych sklepach.

 Skala waha się od sklepów, w których na każdym kroku klient jest zagadywany (ile razy można odpowiadać na pytanie – czy mogę w czymś pomóc??!!); poprzez te, w których panuje idealna równowaga między potrzebą kontaktu, a potrzebą zostawienia klienta w spokoju; aż do tych, w których klient jest oczywistym intruzem przeszkadzającym w pracy. Podobno ta pierwsza opcja jest najwyżej oceniana przez tych, którzy się bawią w takich rzeczy ocenianie. I tu przychodzi do mnie refleksja i puka się w głowę – czy po to walczyliśmy o samoobsługę, żeby teraz cieszyć się, gdy nam się ją odbiera? Ze sklepów, w których na każdym kroku ktoś mnie zagadywał wiałam najszybciej. Takie są fakty, mili państwo.

UWAGI DODATKOWE: Sklepy samoobsługowe nie wyleczyły mnie całkowicie z niechęci do robienia zakupów, ale przynajmniej osłabiły mój lęk przed SPRZEDAWCĄ. 

 UWAGI DODATKOWE 2: Zbliża się weekend, więc:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz