wtorek, 17 stycznia 2012

29. MISTRZ ZEN

WIEK: 24 +
INSPIRACJA: Małż

PRÓBY REALIZACJI: Już jako dziecko odznaczałam się małą odpornością na stres. Uwielbiałam co prawda publiczne występy, ale nawet chodzenie do przedszkola było dla mnie okropnie nieprzyjemne. Szczególnie nienawidziłam leżakowania (czy naprawdę ktoś jest w stanie zasnąć na żądanie?! Ja w każdym razie nie byłam w stanie). Zamiast przykładnie udawać, że śpię, siedziałam u pani przedszkolanki pod biurkiem i wtranżalałam ciastka (zwykle były to herbatniki o kształcie podobnym do biszkoptów typu lady fingers, pakowane po osiem w przezroczyste opakowanie z czerwonym napisem– pamięta ktoś nazwę?!). I to jedyne co pamiętam z przedszkola. Podobno po pierwszych kilku wizytach zarzuciłam rodzicom, że obiecywali mi zabawę przez cały dzień, a jedyne, czego w przedszkolu doświadczałam to płacz i zupa mleczna z makaronem (!!!). Jednym słowem trauma.

W podstawówce i liceum było lepiej, ale też nie idealnie. Przed klasówkami nie spałam, odpowiedzi przy tablicy bałam się jak ognia, a za absolutnie krańcowe szczęście uważałam wylosowanie mojego numeru w dzienniku jako „Szczęśliwego numeru”, którego posiadacz danego dnia miał amnestię i nie musiał odpowiadać nawet jak go zapytano. Stres związany ze szkołą równoważyło bujne życie towarzyskie, więc jakoś przetrwałam. Dopiero na studiach odetchnęłam na dobre. Na chwilkę, bo potem poszłam do pracy…

KONTYNUACJA: Przez długie lata sądziłam, że ludzie mają tak jak ja. Znaczy, że się wszystkim przejmują. Moje zdanie o ludzkości zmieniło się, gdy poznałam Kubę. Zaimponował mi swoim nieposkromionym luzem i absolutną beztroską (nie mylić z brakiem poczucia odpowiedzialności!). Nie wierzyłam, że może istnieć człowiek, który przejmuje się tylko i wyłącznie sprawami naprawdę istotnymi. Pewnie dlatego (między innymi) został moim mężem. Teraz wiem, że ma to po swoim Tacie, co oznacza, że są co najmniej 2 osoby na świecie, które przejmują się tylko i wyłącznie sprawami naprawdę istotnymi. Ja co dzień próbuję dążyć do tego stanu, a jak się poddaję i zaczynam na coś utyskiwać słyszę tylko: „Żaba, nie cuduj!”, co skutecznie sprowadza mnie na ziemię. Polecam!

UWAGI DODATKOWE: Powiadam Wam, nie próbujcie zostać Mistrzem Zen w poniedziałek w pracy po długim weekendzie, albowiem skazani będziecie na niepowodzenie.


1 komentarz:

  1. a ja przedszkole wspominam jako najlepszy okres w moim życiu:)

    a słowa "Nie cuduj" to ja znam na pamięć;)

    OdpowiedzUsuń